Wszystko zaczęło się od telefonu. Kilka minut po godzinie 8. 65-letnia białostoczanka odebrała połączenie. Dzwoniący mężczyzna powiedział, że jest policjantem z Wysokiego Mazowieckiego. Przekazał, że prowadzi śledztwo i jest na tropie grupy hakerskiej, która wyłudza pieniądze.
Chwilę później powiedział to, co zawsze pojawia się w takich rozmowach - pieniądze na koncie są zagrożone. By ich nie stracić, białostoczanka miała pomóc w rozbiciu tej grupy. Aby potwierdzić jego słowa, kobieta nie rozłączając się wybrała numer, który miał przekierować ją do komendy. W słuchawce usłyszała kobiecy głos, który potwierdził słowa przedmówcy. Wtedy usłyszała, że następnego dnia skontaktuje się z nią prokurator, który przekaże dalsze instrukcje.
Po "akcji" kobieta została z zerem na koncie
Kolejnego dnia zgodnie z zapowiedzią zadzwonił prokurator. Powiedział, że od tej pory będzie kontaktował się z zastrzeżonego numeru po to, aby hakerzy nie namierzyli ich rozmów. Wypytywał o posiadane konta. Po uzyskaniu informacji rozłączył się. Gdy zadzwonił ponownie powiedział, że będzie zlecał fikcyjne czynności, żeby namierzyć hakerów. Kobieta zaczęła dostawać smsy z informacjami o operacjach bankowych. Po każdym z nich dzwonił rzekomy prokurator i prosił o podanie otrzymanego kodu. 65-latka każdorazowo musiała się przedstawiać. W czasie jednej z rozmów została zapytana o oszczędności w domu. Miała 35 tysięcy złotych, które polecono jej wpłacić na podane konto.
Białostoczanka została zapewniona, że to bezpieczne konto policyjne i po całej akcji pieniądze zostaną zwrócone. W kolejnych telefonach dowiedziała się, że musi zaciągnąć pożyczkę, co też zrobiła. Wszystkie operacje miały pomóc w namierzeniu hakerów. Wciąż otrzymywała smsy z kodami, które następnie przekazywała dzwoniącemu mężczyźnie. W pewnym momencie telefon zamilkł. Wówczas kobieta zorientowała się, że padła ofiarą oszustwa. Straciła ponad 700 tysięcy złotych.
24@bialystokonline.pl