W czwartek (30.05) przed Sądem Rejonowym w Białymstoku została rozpatrzona sprawa, w której oskarżonym był Tomasz T. Mężczyzna w październiku 2017 roku miał wysłać do Krzysztofa Truskolaskiego, posła polskiego sejmu, wiadomość: "Będziesz k.... wisiał za podpier....... własnego kraju już niedługo. Zobaczysz". Stało się to po tym, jak Krzysztof Truskolaski podczas Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy poparł rezolucję ws. praworządności w Polsce.
1,5 roku oczekiwania
Tę oraz 9 innych wiadomości Krzysztof Truskolaski zgłosił jako możliwość popełnienia przestępstwa w Komendzie Miejskiej Policji w Białymstoku. Trafiły do Prokuratury Rejonowej w Białymstoku, jednak bardzo długo nikt nie chciał się nimi zająć. Najpierw jako powód podano to, że rzekomo nie pełnił wówczas obowiązków poselskich. Sąd jednak kazał otworzyć postępowanie. W listopadzie 2018 roku 8 z nich zawieszono, dlatego że nie udało się ustalić autorów, 1 osoba okazała się być niepoczytalna, a innej z kolei nie udało się znaleźć... do czasu. Tą ostatnią był Tomasz T., którego w końcu służby namierzyły. Jak się okazało, pracował poza granicami kraju.
W czwartek oskarżony nie pojawił się przed sądem, ponieważ, jak widniało w wytłumaczeniu przedstawionym przez jego pełnomocnika, miał do wykonania kontrakt, którego niedotrzymanie skutkowałoby podobno stratami finansowymi. Obrona wnosiła o odroczenie postępowania, jednak sędzia Alina Dryl odrzuciła tę prośbę, tak samo jak wniosek o skierowanie postępowania na mediację. Na to drugie rozwiązanie nie zgodziła się prokuratura oraz Krzysztof Truskolaski jako oskarżyciel posiłkowy.
Podobno już przed rozprawą była propozycja ugody. Krzysztof Truskolaski chciał, żeby oskarżony wpłacił 10 tys. zł na WOŚP. Ten jednak odpowiedział, że nie ma takiej możliwości i co najwyżej jego matka może wpłacić 5 tys. zł i to mimo że według dokumentów zarabia około 20 tys. zł miesięcznie.
W wyjaśnieniach złożonych przez oskarżonego w toku dochodzenia nie przyznawał się on do winy, chociaż przyznał, że post napisał. Tłumaczył jednak, że jego zamiarem nie było grożenie i realizacja tego, co napisał, ale był wściekły i chciał dać do zrozumienia, co sądzi o tym, co poseł Truskolaski zrobił. Wykazał skruchę, jednocześnie mówiąc, że to poszkodowany powinien odpowiadać przed sądem.
Sąd otworzył przewód i przesłuchał posła Truskolaskiego, który tłumaczył, że ze względu na emocjonalny ton wypowiedzi i jego formę (napisany w czasie przyszłym dokonanym) odczuwał, że istnieje realne ryzyko spełnienia groźby.
Wolność człowieka jest granicą wolności słowa
Prokuratura domagała się dla Tomasza T. 10 miesięcy więzienia bez zawieszenia. Z kolei obrona próbowała udowodnić, że groźba nie była realna i wnosiła o uniewinnienie.
Sędzia jednak uznała oskarżonego za winnego i skazała go na 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata, 5 tys. zł grzywny oraz zwrot kosztów postępowania sądowego. Tak argumentowała swój wyrok:
- Nie ulega wątpliwości, że w myśl Konstytucji zapewnia się możliwość wyrażania swoich poglądów. Wolność wypowiadania się obywateli na temat działań podejmowanych przez osoby publiczne stanowi podstawowy element porządku prawnego i jest filarem demokratycznego państwa prawnego.(...) Nie stanowi ona jednak wartości o charakterze bezwzględnym i nie może zostać postawiona ponad wartościami o równie dużym znaczeniu prawnym, jak prawa i wartości innych osób, w tym wolności człowieka przed obawą popełnienia przestępstwa na jego szkodę.(...) Zachodząca konieczność realizacji norm tego rodzaju dobra stanowi element ograniczający zakres chronionej prawem wolności słowa, wyznacza granicę swobody wypowiedzi, nawet w zakresie krytyki osób publicznych – tłumaczyła sędzia Alina Dryl.
Dodała, że krytyka może być ostra, ale merytoryczna i nie może uderzać w dobra i godność osoby krytykowanej, i przybierać postaci nieuzasadnionej agresji. Tłumaczyła również, że wystąpienie przeciw wolności w rozumieniu art. 190§1 kk. nie musi być potwierdzone zamiarem spełnienia groźby. Wystarczy, że zostanie ona przekazana poszkodowanemu.
Nie warto hejtować
Krzysztof Truskolaski, który był obecny na rozprawie, mówił, że ten wyrok będzie lekcją poglądową dla innych osób myślących, że w internecie mogą bezkarnie obrażać i grozić ludziom.
- W życiu publicznym nie ma miejsca na hejt, mowę nienawiści i groźby karalne. Ta sprawa pokazuje, że nieistotne jest to, że oskarżony kierował te groźby przez internet, bo okazuje się, że w internecie nikt nie jest anonimowy. Sprawców można znaleźć i ta sprawa pokazuje, że nie warto hejtować, siać mowy nienawiści i grozić, bo może się to skończyć sprawą karną. Będzie to przestroga dla innych, że nie powinni takich wpisów nikomu wysyłać. One po prostu nie mieszczą się w ramach porządku prawnego w Polsce – komentował poseł Truskolaski.
Nie wiadomo jeszcze, czy prokuratura będzie składać apelację ws. wyroku i domagać się kary bezwzględnego więzienia. Krzysztof Truskolaski decyzji co do tego też jeszcze nie podjął. Obrona natomiast zapowiedziała, że ewentualną apelację będzie składać, po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem wyroku.
Poseł zapowiedział jednak, że będzie dążył do tego, żeby także pozostałe sprawy, w których nie udało się ustalić sprawców do tej pory, trafiły przed sąd.
mateusz.nowowiejski@bialystokonline.pl