Dlaczego "Trans-Atlantyk" Witolda Gombrowicza? Reżyser Jacek Jabrzyk wyjaśniał, że w tej powieści autor najbardziej dotyka polskich spraw. Dystans kilkunastu tysięcy kilometrów, dzielący go od Polski, niewątpliwie pomaga zmierzyć się z takimi sprawami jak: polskość, patriotyzm, ojczyzna. Ponadto "Trans-Atlantyk" nic nie stracił na swojej aktualności. Więcej - życie dopisuje kolejne konteksty. Mamy tego przykład w ostatnich dniach, gdy przed sejmem zorganizowano protesty w obronie wolności mediów. Na teatralnej scenie - podczas premiery 17 grudnia - został wpleciony stosowny komentarz do tych wydarzeń.
Wreszcie argument trzeci. Jacek Jabrzyk zna białostocki teatr. W maju 2014 r. w Dramatycznym realizował spektakl "Rewizor". Inscenizacja mogła się podobać. W "Trans-Atlantyku" możemy odnaleźć podobne rozwiązania - akcent na ruch, ciekawą muzykę czy mikrofon na scenie. Mocną stroną spektaklu jest też aktorska obsada.
Przybysz z zewnątrz nadaje tempo
Kluczowym bohaterem jest tutaj Witold Gombrowicz, który pełni również rolę narratora. "Trans-Atlantyk" jest swoistym rozrachunkiem autora z narodową tradycją. Przebywający na emigracji w Argentynie (wyruszył tam w sierpniu 1939 r. na pokładzie MS "Chrobry") Gombrowicz mierzy się z patriotyzmem, który wyczytać możemy z "Pana Tadeusza" i "Dziadów" Adama Mickiewicza. Zachęca, by Polacy na własną historię - na swoje osiągnięcia i porażki - spojrzeli z większym dystansem. Jakie to aktualne!
Reżyser od początku wiedział, że w roli Gombrowicza powinien obsadzić kogoś spoza zespołu, spoza Białegostoku. Tak jak Gombrowicz w "Trans-Atlantyku" jest przybyszem z zewnątrz. Zdecydował się na Andrzeja Kłaka, aktora Teatru Polskiego we Wrocławiu. Trudno o lepszą decyzję obsadową. Kłak jest wprost do tej roli stworzony. Staje przed mikrofonem i z powodzeniem mierzy się nie tylko z trudnym językiem Gombrowicza (stylizowanym na sarmacką gawędę), ale z całym ciężarem powieści (w wielu momentach fabuła może być nieczytelna; to celowa gra Gombrowicza z czytelnikiem).
Andrzej Kłak nadaje tempo całemu spektaklowi. Początek tej opowieści jest realny. Pisarz przypływa do Argentyny, musi szukać źródła utrzymania. Jednak stopniowo fabuła staje się coraz bardzie enigmatyczna. Kłak wije się przy mikrofonie, podskakuje, tańczy, plącze szelki. Jego Gombrowicz jest żywiołowy, dynamiczny. Na swojej drodze spotyka różnej maści postacie. Przygląda się chłopcom - fascynuje go nagi Ignaś. Kłak wnosi też do spektaklu niezwykłą świeżość.
Świetnym zagraniem jest fragment, w którym Kłak schodzi ze sceny i chce wyjść z teatru. Pozostali aktorzy stwierdzają: "Przecież to był aktor gościnny". Mniej komicznie jest w finale spektaklu. Podczas premierowego Kłak miał zaklejone czarną taśmą usta (na taki ruch zdecydowali się aktorzy wrocławskiego teatru, od ponad 3 miesięcy protestujący przeciwko nominacji Cezarego Morawskiego na dyrektora tej placówki). Odczytano także list solidarności z ekipą Teatru Polskiego. Morawski chce bowiem zwolnić 11 osób, w tym Andrzeja Kłaka właśnie.
"Bronię Polaków przed Polską"
Tak pisał Gombrowicz we wstępie do książki. Bronił wtedy Polaków przed sztucznie nadętym patriotyzmem. Zestawił "ojczyznę" z "synczyzną" - Tomasza (Franciszek Utko) z Ignasiem (Patryk Ołdziejewski - po raz kolejny w Dramatycznym dostaje do rąk gitarę, obnaża też pośladki). Tradycja walczy z niezależnością i otwartością. "Trans-Atlantyk" jest bowiem próbą odmitologizowania historii, zdjęcia narodowego jarzma z jednostki, uczynienia jej wolną i w pełni odpowiedzialną za swoje działania.
Jak przystało na Gombrowicza, na scenie ważna jest forma. Scenografię i kostiumy stworzył Bartholomäus Martin Kleppek. Akcja przedstawienia rozgrywa się więc w srebrnym kubiku, który ma otwierane ścianki. Dzięki tej konstrukcji aktorzy mają możliwość wchodzenia na scenę.
Jak wyjaśniał reżyser, kluczem do myślenia o przestrzeni było słowo zawarte w tytule - "trans". Mamy do czynienia z transem głównego bohatera - cała akcja rozgrywa się bowiem w głowie Gombrowicza. Udało się wykreować jego wewnętrzny świat, do którego wkraczają inni bohaterowie. Twórcy nawiązują też do łacińskiego "argentum" (srebro), od którego pochodzi nazwa "Argentyna".
Kleppek stworzył także interesujące kostiumy, malując galerię różnorodnych postaci spotkanych przez Gombrowicza. W nawiązaniu do patriotycznej postawy Minister (Krzysztof Ławniczak) występuje tu z husarskimi skrzydłami. Z kolei grupa polskich emigrantów (Piotr Szekowski, Piotr Półtorak i Sławomir Popławski) nosi obcisłe skórzane spodnie, futerka, takąż czapę, garnitur w panterkę i kowbojki. Salwami śmiechu zostaje przyjęte pojawienie się na scenie Gonzala (Marek Tyszkiewicz) w piżamowym kombinezonie i połyskliwych butach na obcasie.
Aktorzy też chętnie eksponują nagie torsy, przypominając, w jakim środowisku rozgrywa się ta historia. Twórcy spektaklu mrugają do widza okiem. Stać ich na dystans, na przerysowania. Ta realizacja przypomina, jak dużo humoru jest w twórczości Gombrowicza.
Chocholi taniec na finał
Istotną rolę pełni tu także warstwa muzyczna - odpowiada za nią Jakub Orłowski. Mamy więc imprezę przy muzyce techno, a za chwilę cztery panie raczą nas ludowymi pieśniami. Swoisty koncert patriotycznej pieśni - w repertuarze są m.in. "Białe róże" i "Dziś do ciebie przyjść nie mogę" - aktorzy fundują widzom jeszcze przed rozpoczęciem spektaklu.
Wreszcie sceniczny ruch. "Trans-Atlantyk" to sztuka bardzo dynamiczna. Są tu sceny szalonych imprez. Jednak najbardziej widowiskowa jest finałowa scena zbiorowa. "Ojczyzna" czy "synczyzna"? Gombrowicz proponuje interesujące rozwiązanie. Uratować może nas śmiech, czyli dystans wobec jakichkolwiek idei. Aktorzy w radosnym tańcu - prawie chocholim, jak w "Weselu" Wyspiańskiego - schodzą do publiki i wchodzą między zaskoczonych widzów, nie przestając tańczyć.
Najbliższe przedstawienie "Trans-Atlantyku" to spektakl sylwestrowy. Kolejne będzie można obejrzeć 13, 14 i 15 stycznia oraz 3, 4 i 5 lutego. Portal BiałystokOnline patronuje przedstawieniu.
Szczegóły: "Trans-Atlantyk" w Teatrze Dramatycznym
anna.d@bialystokonline.pl