Uwaga: impreza już się odbyła.
Termin imprezy: 2014-09-19
Zapraszamy na otwarcie wystawy "Malarstwo" Teresy Panasiuk
Godzina: 18.00
Obrazy, które możemy oglądać na białostockiej wystawie powstały w ciągu ostatnich piętnastu lat i stanowią skromny wycinek twórczego dorobku artystki. Wystarczający jednak, by zachłysnąć się różnorodnością malarskich rozwiązań. Prace Teresy Panasiuk są olśniewające pod wieloma względami: koloru, światła, formy. I choć obraz budują wszystkie te elementy, to kolor dostrzegamy jako pierwszy. To on nas pociąga, sprawia, że kierujemy w stronę obrazu wzrok, a później całe nasze ciało. Chcemy się do niego zbliżyć. Czasem są to mocno nasycone kolory zestawione ze sobą na zasadzie kontrastu (płaszczyznę zieleni przecina strzała oranżu lub błękitu), a niekiedy subtelne pastelowe barwy układane warstwami, przenikające się i tworzące nierozerwalną harmonijną całość. Technika nakładania kolejnych warstw pozwala śledzić ruch wprawnej ręki artystki. Panasiuk posługuje się kolorem w niezwykły sposób, „dysponuje w tym zakresie słuchem absolutnym” – pisała o niej Maria Teresa Krawczyk. Jakąś strunę w umyśle porusza. „Dopiero jak obraz zagra, uznaję go za skończony” – mówi artystka. A wobec
efektów tego koncertu ujawnia się słabość naszego języka. Jak wiele bowiem kolorów może mieć niebo w zachodzącym słońcu? Otóż nieskończenie wiele i można to wyrazić jedynie przy pomocy malarskiego słownika.
Przeżycie krajobrazu ma szczególnie ścisły związek z doznaniem przestrzeni - zauważa Maria Gołaszewska w Estetyce rzeczywistości, a zwłaszcza jej bezkresu. Przy czym przestrzeń realna, w której rozciąga się krajobraz jest nam dana poprzez różne wrażenia zmysłowe: wizualne, słuchowe, dotykowe, czy kinestetyczne (zmysł informujący nas o ułożeniu ciała)2. Malarz natomiast ma do dyspozycji płaskie płótno, które my odbieramy za pomocą zmysłu wzroku (wszystkie inne wrażenia są wtórne). Na obrazach Teresy Panasiuk widzimy jak artystka zmaga się z przestrzenią, jak ją przeżywa, bada i poddaje różnorakim eksperymentom. Próbuje ująć to, co nieskończone i bezkresne. I rzeczywiście konstruowana za pomocą koloru głębia, wywołująca wrażenie ruchu i pulsowania, wydaje się nie mieć końca. Podążamy w stronę uciekającego
horyzontu, chcemy sprawdzić co jest na końcu świata. Otwarte kompozycje mogłyby rozciągać się we wszystkich kierunkach, gdyby nie ograniczające je płótno czy papier. Postrzępione brzegi obrazów sugerują, że zostały wydarte jakiejś większej całości. Czasem, by okiełznać nieskończoną przestrzeń, Panasiuk wmalowuje w obraz ramy lub ich fragmenty. Wydziela tym samym istotny z jakichś powodów obszar. Załamuje płaszczyzny kolorów, przesuwa względem siebie, rozdziera i rozdziela, ukazując kolejne warstwy obrazu. Jakby chciała podglądnąć, co kryje się za kurtyną zmysłowego świata - ta metá ta physiká. Przecież tam musi coś być!