Opowieść o współczesnej Polsce za pomocą gogolowskiej historii - taki pomysł na spektakl zrodził się w czasie rozmów reżysera Jacka Jabrzyka ze scenografem Bartholomaüsem Martinem Kleppek. Zrealizowali go brawurowo. Przedstawienie ukazuje absurdy władzy i obnaża rządzące nią mechanizmy.
Strach w roli głównej
Fabuła gogolowskiego "Rewizora" jest dość prosta. Wydarzenia rozgrywają się na prowincji. Do miasteczka dociera wiadomość, że przybędzie Rewizor - urzędnik, który ma zrobić inspekcję. Na mieszkańców pada blady strach - i to on w gruncie rzeczy jest głównym bohaterem spektaklu. Wszyscy chcą wypaść jak najlepiej, a każdy ma coś na sumieniu. Rewizor jednak się nie pojawia, a mieszkańcy za urzędnika biorą przypadkową osobę - Chlestakowa, który przybył do miasteczka. Fatalna pomyłka napędza mechanizm komediowych wypadków. Śmiech jest jednak śmiechem przez łzy. "Z czego się śmiejecie? Z siebie samych się śmiejecie!" - dobrze znamy kwintesencję "Rewizora".
"Tutaj powietrze jakieś wiejskie"
Realizatorzy odważnie potraktowali XIX-wieczny oryginał. W nowoczesnej adaptacji Dany Łukasińskiej można dopatrzeć się nie tylko współczesnej Polski, ale też lokalnych akcentów. "Jak jest rozkopane, to znaczy, że się dużo robi" - mówi Horodniczy, włodarz miasta. A na rynku dobrze, żeby stały rusztowania. Białystok kojarzy się też scenografowi z rachitycznymi krzewami i żółtymi bratkami. Za fasadą politycy dbają o ciepłe posady i w głębi duszy marzą o wyrwaniu się do "jakiejś stolicy, bo tutaj powietrze jakieś wiejskie".
Czy Rewizor może nosić dresy?
Pomysły reżysera z powodzeniem realizują aktorzy. Obok ekipy Teatru Dramatycznego na scenie pojawiają się gościnnie: Jan Jurkowski, Tomasz Robak (student Hochschule für Musik, Theater und Medien Hannover) oraz Krzysztof Wieszczek - aktor Narodowego Teatru Starego w Krakowie, znany telewidzom z takich seriali jak "Szpilki na Giewoncie", "Majka" czy "Na Wspólnej". Od samego początku błyszczą - prym wiodą Jan Jurkowski (dobre sceny z wersalką) i Krzysztof Wieszczek (brawurowo odgrywa po angielsku rolę Chlestakowa). Brawa za sceniczne rozwiązania - mocno obecny ruch opracowany przez znanego choreografa - Mikołaja Mikołajczyka, wykorzystane mikrofony, do których mówią i śpiewają aktorzy, czy imprezę z wciągniętą w nią publiką.
Głupi jak but i kawał żula
Korupcja, układy, kłamstwo, protekcja - to, co przed laty piętnował Gogol, pozostaje też istotą białostockiej realizacji. Bohaterowie, a tak naprawdę mieszkańcy Białegostoku pisanego przez małe "b", zapomnieli o uczciwych postawach. Wręczają łapówki jedna za drugą (mocna scena, gdy kolejni bohaterowie próbują obdarować Chlestakowa plikami banknotów). Tajemniczy przybysz nazywa małomiasteczkową społeczność po imieniu. Horodniczy jest "głupi jak but", jego żona - "gotowa na pełen zakres usług", kierownik poczty to "kawał żula", dyrektor szpitala - "parszywa menda", a kurator - "przegięta ciota".
Gorzki obraz Polski
Nie pomoże nawet gorące przyjęcie gości. Odziani w koszulki i dresowe spodnie, Chlestakow i jego znajomy Osip hulali bowiem do upadłego i "przepultali" wszystkie pieniądze - chętnie więc skorzystają z darmowej biesiady. Chleb i sól, hucznie odśpiewane "Sto lat!", impreza na ludową nutę i lejący się strumieniami alkohol. Jednak ze strachu bohaterowie spektaklu odgrywają przed zaskoczonym młodzieńcem komiczne widowisko. A ten doskonale się bawi uwodząc raz żonę Horodniczego, raz jego córkę, by wreszcie zniknąć zostawiając rozkochaną pannę w sukni ślubnej. Gorzki, ale prawdziwy obraz współczesnej Polski.
Spektakl jest grany w czwartek, 15 maja o godz. 19 (premiera studencka). Kolejne przedstawienia już w czerwcu.
Repertuar TD
anna.d@bialystokonline.pl