Chciał ostrzec rodziców
Leńce. Duży dom rodziny "Samotyjów" Lenczewskich w 1943 r. tętnił życiem. Oprócz Karola Lenczewskiego z rodziną i Jadwigi z Lenczewskich Modrzejowskiej z synem mieszkali w nim także bliźniacy Janusz i Andrzej Owsińscy z matką. Młodzi mężczyźni aktywnie działali w Armii Krajowej, tu chronili się przed gestapo. W sumie w domu przebywało kilkanaście osób, w tym czworo dzieci dzieci.
- 8 października 1943 r. razem z moimi ciotecznymi braćmi bawiliśmy się obok domu przy ogromnej lipie rosnącej do dziś na górze wiatrakowej. W pewnej chwili usłyszeliśmy i zobaczyliśmy dwa duże samochody ciężarowe jadące drogą w kierunku naszego domu. Uciekaliśmy w panice i popłochu z przeraźliwym krzykiem "Niemcy!". Ja wpadłem do domu - opowiada w swoich wspomnieniach spisanych w 2004 r. kilkuletni wówczas Jerzy Modrzejowski. - Mój cioteczny brat Romuald, syn Karola biegł drogą w kierunku pola, gdzie pracowali jego rodzice. Nie zdążył. Seria z broni maszynowej powaliła go na ziemię.
Romuald Lenczewski miał wtedy 7 lat...
Gdy go zakopywano, jeszcze żył
Rannego, dającego jeszcze oznaki życia Romualda Niemcy nakazali zakopać obok domu, w świeżej jamie do przechowywania ziemniaków.
- Tragiczny obowiązek spoczął na sąsiedzie Emilu Jaworowskim, który przypadkowo znalazł się w obrębie domostwa Lenczewskich. Ze łzami w oczach, pod groźbą rozstrzelania, zakopał mego braciszka. Człowiek ten do końca życia nigdy tego nie mógł zapomnieć - zanotował naoczny świadek wydarzeń Jerzy Modrzejowski.
Hitlerowcy otoczyli posesję. Choć w czasie przeszukania nie znaleźli broni ani ulotek, aresztowali domowników. Ci trafili na gestapo w Białymstoku. Potem nastąpiły kolejne aresztowania w Leńcach. Pojmano m.in. sołtysa wsi Stanisława Jaworowskiego i krewnych Lenczewskich. Większość z nich po kilku miesiącach zwolniono. W Grabówce rozstrzelano AK-owca Janusza Owsińskiego i sołtysa Stanisława Jaworowskiego.
IPN prowadził ekshumację
Najmłodsza ofiara wydarzeń - 7-letni Romuald - przez 77 lat spoczywał tam, gdzie pochowano go pod karabinami hitlerowców.
Jego grób był zadbany, otoczony ogrodzeniem z ustawionym krzyżem. Domostwo jednak jest opuszczone - jego najbliższa rodzina po wojnie już tam nie wróciła. W ostatnich latach zaczęła czynić starania, by chłopiec spoczął na cmentarzu.
W czwartek (10.09) Instytut Pamięci Narodowej dokonał ekshumacji zwłok dziecka. W czasie prac, oprócz szczątek Romualda, natknięto się też na fragment innej czaszki. Starsi krewni wspominają, że nieznanej proweniencji czaszkę przypadkowo znalazły dzieci podczas zabawy na wiatrakowej górze. Pochowano ją przy grobie Romualda.
Gdzie jest miejsce małego bohatera?
Ekshumacja już się zakończyła. Czy warto było ją prowadzić po tylu latach? Może dziecko powinno spoczywać w miejscu, gdzie na co dzień się śmiało, bawiło z braćmi i kuzynem? Czy w takich przypadkach w ogóle potrzebna jest ekshumacja?
- Mi się wydaje że tak - mówi wójt Gminy Dobrzyniewo Duże Wojciech Cybulski, osobiście zaangażowany w całą historię, bo Romuald to też jego przodek. - To jednak ciało. Powinno spocząć w odpowiednim miejscu, w godnych warunkach, a nie być zakopane w ogródku - uważa.
Teraz IPN przeprowadzi badania szczątków. Pogrzeb odbędzie się po ich zakończeniu, prawdopodobnie już w przyszłym roku. Być może na cmentarzu wojskowym w Łomży.
Lokalny bohater nieco się oddali.
- Może należałoby go pochować na naszym cmentarzu? - zastanawia się wójt Wojciech Cybulski. - Mielibyśmy nasze miejsce pamięci, miejsce, w którym w ważne rocznice można złożyć kwiaty. To osoba stąd - mówi, ale zaraz też dodaje, że najważniejsze jest, iż będzie blisko swoich dwóch żyjących braci, również uczestników tragicznych wydarzeń.
Lokalizacja pierwotnego pochówku i tak będzie w pamięci mieszkańców Leńc. Ciało Romualda przykrywał duży trójkątny kamień. Pozostał on na miejscu grobu. Na nim będzie można postawić znicz. Chociażby z myślą o tym, by żadne dziecko nie doświadczyło tego co Romuald.
ewelina.s@bialystokonline.pl