Przedstawienie powstało na podstawie opowiadania Stanisława Lema "Bajka o królu Murdasie". Władcy zapatrzonym w siebie, pysznym, tchórzliwym, żądnym władzy i wszędzie wietrzącym spisek. Na początku boi się błahostek, np. wosku, przez który można złamać rękę lub nogę. Potem zaczyna obawiać się o swój tron. Zagrażają mu jego najbliżsi krewni, więc… ścina całą rodzinę. Murdas jest w żałobie. Z tej okazji przyczepia do swojej czarnej korony… białą wstążeczkę. Szaleństwo idzie dalej. Kolejna myśl władcy: zgładzić wszystkich poddanych! Jest tylko pewien problem - nie można być królem bez poddanych. Ścina poddanych, ale wcale go to nie uspokaja. Pojawia się następny szalony pomysł: powiększyć swoją osobę tak, by przekroczyła wszystkie horyzonty. Król rozrasta się więc na cały pałac, staje się śródmieściem, całym miastem stołecznym, stolicą całego państwa. Na tym jednak nie koniec. Śpiącego w wannie Murdasa zaczynają nawiedzać senne mary krewnych, którzy chcą go zabić i pozbawić władzy. Wreszcie pojawia się śrubka, która przecież rymuje się ze słowem "trupka", a to już znak rychłego końca. Finał to już podświetlone manekiny bez rąk i nóg, czerwone drabiny i śmiercionośna suszarka.
Na scenie: Paweł Chomczyk (Murdas), Dagmara Sowa (Błazen) i Robert Jurčo (Mędrzec, Narrator). Tylko trzy osoby, a robią wrażenie, jakby było ich dwukrotnie więcej. Murdas i Błazen nie pozwalają oderwać od siebie oczu. Robią miny i pozy, śpiewają, tańczą, energicznie gestykulują, na każdym kroku zabiegają o naszą uwagę. Potrafią być śmieszni i straszni zarazem. Gdy Murdas jest w żałobie po ścięciu krewnych, publika wybucha śmiechem. Paweł Chomczyk doskonale się czuje w roli szalonego, cierpiącego na manię wielkości władcy. Wspaniale wpada w szał, zmienia nastroje i sam siebie odznacza orderami. Dagmara Sowa animuje teatralną przestrzeń. Wyjmuje rozmaite przedmioty, podpowiada teksty, gra sny Murdasa. I wreszcie Robert Jurčo, który nie tylko akompaniuje na akordeonie i talerzu, ale jest też Narratorem opowieści, śpiewa, podpowiada teksty, które aktorzy powtarzają.
Na tym nie koniec zachwytów. Fantastyczna jest również scenografia, która podkreśla paranoiczne lęki Murdasa. Ściany i kurtyna z folii, kłębiące się kable. Jej autorem jest Pavel Hubićka. Do tego wyraziste czarno-czerwone kostiumy. "Murdas. Bajka" to spektakl znakomity, pełen czarnego humoru i parodii. Słowa uznania należą się też reżyserowi i scenarzyście - Pawłowi Aignerowi. Kompania zrealizowała przedstawienie w koprodukcji z Białostockim Teatrem Lalek przed dwoma laty, ale wczoraj w kinie Forum wypadło niesamowicie świeżo.
Od 16 września można było w Białymstoku obejrzeć sześć z ośmiu znanej i cenionej w całym kraju teatralnej grupy: "Salome", "Kąsanie", "Bez podłogi", "Baldanders", "Mewę" i "Murdas. Bajkę". Kompania zagrała je w trzech różnych miejscach: po raz pierwszy w magazynie na Węglowej, w Akademii Teatralnej, której absolwentami są Doomsday'owcy oraz w kinie Forum.
Pięciolecie grupy było jedną z ostatnich szans, by przypomnieć sobie lub po raz pierwszy zobaczyć doskonałe spektakle Kompanii. Przed kilkoma dniami ogłosiła ona bowiem, że kończy działalność. Rozpada się na dwa oddzielne zespoły, które będą działać w Warszawie i Lublinie. Nazwy "Kompania Doomsday" artyści będą używać jeszcze przez kilka najbliższych miesięcy w odniesieniu do rozpoczętych już projektów.