Prawie rok musiał czekać były gwiazdor Jagiellonii Białystok na swój debiut w dorosłej piłce we Włoszech. Gwiazdor to wcale nie jest określenie na wyrost. Nie tak dawno Bartłomiej Drągowski zgarniał przecież nagrody dla najlepszego bramkarza Lotto Ekstraklasy, uznany został jednym z najbardziej perspektywistycznych zawodników w Europie i raz po raz swoimi występami dawał białostockiemu zespołowi punkty. Dlatego też w lipcu 2016 r. znalazł się na niego chętny, który wyłożył na stół ponad 3 mln euro.
Dla krnąbrnego golkipera zamiana żółto-czerwonych barw na fioletowe trykoty Fiorentiny nie przyszła łatwo. Wychowanek Jagi we włoskiej Serie A głównie przesiadywał na ławce rezerwowych, a występy notował jedynie w tamtejszej Primaverze. W końcu jednak nadszedł dzień debiutu. Jako że w ostatniej kolejce sezonu Fiorentina nie grała już o nic, trener Violi Paulo Sosa dał szansę występu Bartłomiejowi Drągowskiemu.
Drążek w starciu z ostatnią w tabeli Pescarą – która spadła do Serie B – wpuścił 2 gole (mecz zakończył się wynikiem 2:2), ale przy żadnej z tych bramek nie zawinił. Trzeba jednak przyznać, że były gracz Jagi nie dał też swojemu zespołowi niczego, co pomogłoby uniknąć straty oczek z outsiderem ligi.
Przed Drągowskim trudne miesiące. Bramkarz musi się zastanowić, czy warto kolejny sezon spędzić na ławce rezerwowych, czy też lepiej udać się na wypożyczenie do innego klubu, gdzie szans na granie będzie zdecydowanie więcej.
rafal.zuk@bialystokonline.pl
