Już przed wejściem na salę obrad, niezadowoleni mieszkańcy nie byli mile witani - niosących tablice z napisami typu "nie chcemy komina spalarni na Andersa" uciszali strażnicy miejscy - nie róbcie cyrku, to nie jest mecz Jagielloni. Mieszkańców przyszło niewielu, ale za to byli doskonale przygotowani merytorycznie.
Wniosek z obrad płynął jeden - spalarni nie chcemy. Wiele zastrzeżeń budził fakt, że nie zaproszono wszystkich mieszkańców Białegostoku, a tylko trzech osiedli, zaś eksperci nie są niezależni i obiektywni. - Konsultacje są tylko formalnością, nie wpływają na decyzje miasta - podnosiła Małgorzata Grabowska-Snarska ze Stowarzyszenia Okolica. - OSO ma tylko zatwierdzić już arbitralnie podjęte ustalenia - dodawała.
Dużo uwag padło na temat Raportu dotyczącego spalarni. Tomasz Nowicki, koordynujący prace nad nim mówił o kilku nieścisłościach. - Pan Nowicki kłamie - padało z sali. Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska wniosła do niego aż 20 zastrzeżeń.
Większość uczestników, w tym przedstawiciele niezależnych firm, widzą raczej przyszłość w selekcji i ponownym przetwarzaniu odpadów, a nie spalaniu ich aż w 80%. - Czy miasto może patronować konkursowi czy badaniom na temat selektywnej zbiórki odpadów? - pytał Bernard Bujwicki z "Bartosza". - Jeśli tego nie będzie, nie będziemy innowacyjni.
Mieszkańcy chcą dyskutować nad zawarciem umowy społecznej, która byłaby wiążąca dla władz miasta. Pomoc w jej przygotowaniu zaoferowali niektórzy z białostockich radnych.